Matel uparcie nazywa ta lalkę "latającym motylem", ale przecież to jasne, ze to wróżka!
Lalka miala nietypowe cialko, cos pomiedzy klasycznym TNT a nowym, anatomicznym ksztaltem.
Zdarzyło sie tak tak dlatego, ze w jej środku znajdowało się trochę ;) elektroniki, dzięki czemu Barbie mogla trzepotać skrzydełkami.
Koncept był prosty - dziewczynki(choć, jak widać, nie tylko ;)) mogły zaczepić lalkę na pochylej lince, popchnąć ją różdżką...i Barbie "magicznie" zjeżdżała po niej, oczywiste machając skrzydłami, co miało dawać złudzenie lotu.
Nie dostałem tej lalki nigdy w prezencie, udało mi się ja zabrać młodszej(!) od siebie koleżanki, która mając 10 lat stwierdziła, ze wyrosła już z Barbie... Teraz prawdziwa z niej nastolatka i czas na zbieranie pluszowych Diddli i kupowanie Bravo ;)
Moja Barbie nie ma już skrzydeł, bo ich nie dostałem. W sumie niewielka strata, bo moim zdaniem są one po prostu brzydkie. Za bardzo proste, nowoczesne i graficzne.
Pewnie dałoby się je łatwo zrekonstruować za pomocą photoshopa, drukarki i tekturki. Hm.. zastanowię się nad tym.
To, co mi sie w tej laleczce naprawdę podoba, to jej śliczne złote włosy z ciemniejszymi pasemkami, zielone oczy oraz uroczy usmiech. Na dodatek ta ciemno-różowa szminka... No czad po prostu :)
Bardzo lubię jej sukienkę - przypomina kostium baletnicy(tutu).
Ponieważ jak na razie na tym blogu o latach 90 było skandalicznie mało, w następnej notce opisze prawdziwą zabawkową ikonę końca tych lat ;)